top of page
Maria Adamik

"Czas rozdzierania, czas zszywania", cz. 1. Historia Ruty i Julii


Kiedy byłam małą dziewczynką , bardzo lubiłam przeglądać rodzinne albumy z fotografiami. Niestety nie poznałam nigdy swoich dziadków, zarówno ze strony taty jak i mamy. Umarli przed moim urodzeniem. Z tym większą ciekawością szukałam ich postaci na czarno-białych zdjęciach. Nie było ich wiele, na szczęście uwiecznili między innymi ważny moment swojego życia - ślub. Nie wiem, jak wyglądali, kiedy byli dziećmi. Wśród tych fotografii zawsze moją uwagę przykuwało kilka, które przedstawiały młodą kobietę - brunetkę o delikatnym uśmiechu. Jak się okazało, nie był to nikt z mojej rodziny - to nie moja babcia w młodości. Moja mama zawsze wtedy tłumaczyła mi, że te fotografie przedstawiają panią Rutkę - Żydówkę, bliską znajomą mojej babci Julii. A kiedy już nauczyłam się czytać, mogłam sama przeczytać na odwrocie tych zdjęć dedykacje, które brzmiały podobnie - „Drogiej Julii” lub „Mojej najdroższej Julii…. Rutka”. Na każdym z nich była napisana miejscowość i data. Najstarsze zdjęcie pochodzi z lipca 1947 roku i jak głosi napis zostało zrobione w Jerozolimie. Kolejne są już podpisane: Londyn i daty: sierpień 1948, 1949, 1950, 1951, 1971. Jedna z dedykacji jest dłuższa i brzmi: „Julu, Kochanie! Całuję Cię bardzo mocno, jak za dawnych, szczęśliwych lat.”


Byłam jednak za mała, by dopytywać o jakieś szczegóły tej historii. Do mojej mamy przychodziły na święta listy z Londynu właśnie od tej pani. Pisała, co u niej się dzieje, jej syna Pawła, pytała co u nas. Jak się okazało, dwa zdjęcia nieznanego mi chłopca, przedstawiały jej syna. Byłam tymi listami zafascynowana. Znaczki z królową angielską: Elżbietą, kolorowe kartki świąteczne były dla mnie niezwykłe - dla dziecka epoki komunizmu. Kiedy byłam już starsza, moja mama opowiedziała mi trochę, jakie relacje łączyły moją babcię Julię z panią Rutą.


Babcia od 19 roku życia pracowała przez kilka lat w domu adwokata Besena - ojca pani Ruty, nawet kilka lat mieszkała z nimi. Była tam, jak to wtedy nazywano, na służbie. Rodzina była dla niej dobra, przez te lata zżyła się z panią domu: Paulą i jej córkami: starszą Rutą i młodszą Ewą. W tym inteligenckim domu wiele się nauczyła, gdyż sama pochodziła z ubogiej wiejskiej rodziny. W momencie wybuchu II Wojny Światowej moja babcia miała 33 lata. Według rodzinnej relacji pan Besen na początku wojny lub przed jej wybuchem w Polsce wyjechał na Wschód. Inna wersja brzmi, iż jeszcze przed wojną wyjechał do Anglii. Ruta pojechała na Wschód szukać ojca, gdy wybuchła wojna. Czy go odnalazła? Raczej nie.


Moja babcia podczas wojny pomagała pani Pauli Besenowej i Ewie, przynosząc im codziennie mleko, masło, ser czy inne produkty. Sprzedawała także lub wymieniała na żywność to, co dawała jej pani Besen. Niestety kobiety zostały wkrótce wywiezione. W jakiś czas po tym wydarzeniu babcia dostała list od Ewy, w którym ta pisała, że pewno wkrótce wywiozą je na śmierć. Żegnała się z babcią i dziękowała za wszystko, co babcia dla nich robiła. Mój wujek, który miał wtedy osiem lat, ma takie wspomnienie, że przed likwidacją getta poszli razem z mamą i siostrą pożegnać je. Wujek miał też zeszyt z piosenkami, w którym wpisała się Ewa przed wojną. Kiedy Ruta odwiedziła Grybów po wojnie, poprosiła o podarowanie jej go.


Rutka w 1939 roku miała 22 lata. Po ucieczce z rodzinnego miasteczka dostała się do niewoli rosyjskiej, a po wyzwoleniu wraz z armią Andersa powędrowała dalej. Ze zdjęć można wywnioskować, iż dotarła do Jerozolimy a potem wyjechała do Anglii i osiadła na stałe w Londynie. Założyła w tym mieście aptekę i z tego się utrzymywała. Zaraz po wojnie, a może i wcześniej, nawiązała kontakt z moją babcią, korespondowały ze sobą. Przesyłała jej nawet lekarstwa na oczy, które w Polsce były niedostępne. Jak się okazuje, babcia przechowała portret pani Pauli, który potem wysłała jej córce. Pani Rutka odwiedziła Grybów kilkakrotnie. Widziała się z babcią dwa lub trzy razy. Podczas jednej z wizyt, już w latach 70-tych, odkryła, że babcia umarła. Ludzie skierowali ją do domu mojej mamy i tak nawiązały kontakt. Pani Rutka nocowała u nas, a potem zaczęła korespondować z moją mamą. Kilka razy widziały się podczas jej ponownych wizyt w ojczyźnie. Niestety w 1998 roku moja mama Zofia także umarła. Miałam wtedy 17 lat. Po jej śmierci przyszedł do nas list z Londynu. Mój tato przekazał list i adres mojej cioci – najmłodszej córce babci Julii. Ciocia odwiedziła nawet potem panią Rutę w Londynie.


Dla mnie historia pani Rutki odeszła w zapomnienie na 23 lata.


Niedawno jednak na stronie Sagi Grybów przeczytałam artykuł o rodzinie Besenów. Znalazła się tam informacja, iż dzieje Ruty po wyjeździe z miasteczka pozostają nieznane. Postanowiłam podzielić się moją wiedzą o pani Besen, a Strachowskiej po mężu. I tak historia odżyła…


Maria Adamik


Fot. pamiątek - fotografii i kartek pocztowych przesłanych przez Rutę Strachowską zd. Besen do Julii Kmak zd. Martuszewskiej: arch. M. Adamik

51 wyświetleń

Comments


Ostatnie posty
Archiwum
bottom of page